Przeciętny Polak potrafi wymienić aż 80 członków swojej rodziny - żyjemy w krewniaczym środowisku, a nie w małych, dwupokoleniowych rodzinach.
"Rodzina jest zdecydowanie na szczycie wartości w systemie aksjologicznym. Ale przed rodziną jest inna sprawa - coś, co moi rozmówcy nazywali dobrym, ustabilizowanym życiem. Najpierw jest więc ekonomia: pieniądze i poczucie bezpieczeństwa, a potem dopiero rodzina" - ocenia Agata Stanisz.
Antropolog zaznacza, że rodzina to nie tylko relacja między mężem a żoną i ich dziećmi. "Mit, że pokolenia zaczynają mieć ze sobą coraz mniej wspólnego - mit rodziny nuklearnej - udało mi się w tych badaniach obalić. Żyjemy w środowisku krewniaczym. Gospodarstw wielopokoleniowych jest naprawdę mnóstwo. Prawdopodobnie zdarzają się takie rodziny nuklearne. Ale zwykle po ślubie nie odcinamy się od swoich rodziców, rodzeństwa. Jesteśmy w zależności ekonomicznej i emocjonalnej od rodziny" - stwierdza badaczka.
Dlaczego rodzina, czyli sieć krewnych jest ważna? "Bo ona wytwarza +bezpieczeństwo społeczne+, które tworzone jest oddolnie i nieustannie. Pokrewieństwo działa tu perfekcyjnie" - uważa Stanisz i wyjaśnia, że np. nie wszystkie dzieci muszą chodzić do przedszkola, bo zajmują się nimi babcie, a państwowy system opieki nad starszymi osobami nie jest niezbędny, bo zastępuje go opieka dzieci, wnuków czy rodzeństwa. "Zobowiązanie moralne powoduje, że nie przestajemy sobie w rodzinie pomagać. Co prawda cały czas zdarzają się napięcia, konflikty, ale to jest normalne" - mówi Stanisz.
"Z moich badań wynika, że rodzina
+made in Poland+ ma charakter feminocentryczny, w zasadzie jest w rękach
kobiet. To kobiety dbają o relację pokrewieństwa. Patriarchalizm jest
pozorny. Hierarchia władzy w rodzinie przede wszystkim odnosi się do
relacji między kobietami - np. matkami a córkami, siostrami, żonami a
teściowymi. To one tworzą dom i nim rządzą. To można zobaczyć
bezpośrednio - np. obserwując, jak zorganizowane są mieszkania.
Mężczyźni w zasadzie nie mają w nich swoich przestrzeni, wszystko jest
absolutnie zawłaszczone przez kobiety.
Panowie są +inwalidyzowani+ - traktowani jako duże dzieci albo osoby niezdolne do tego, żeby posprzątać, opiekować się dziećmi. Któżby tego nie wykorzystał? Mężczyźni nie wykonują domowych obowiązków, bo z góry jest założone, że zrobią to źle. Tak wyglądało to w większości rodzin, które badałam, niezależnie od wieku czy pochodzenia" - opisuje antropolog.
Stanisz zaznacza jednak, że wyniki jej badań nie są w pełni obiektywne, bo w większości przypadków pracowała z kobietami.
"Prawdą
okazało się, że kobiecie z kobietą się łatwiej dogadać. Poza tym,
facetów prawie nigdy nie było w domu. Obojętnie w jakich godzinach
odwiedzałam rodzinę i siedziałam z nią np. przed telewizorem, robiłam
wspólnie obiad Mężczyźni byli w pracy, na działce, za zewnątrz.
Właściwie to nie ma w tym nic dziwnego, skoro kiedy przychodzą do domu,
to nie mają swojej przestrzeni. No, może wyjątkami są ich +królestwa+ -
garaże czy jedyne w domu pokoiki zamykane na klucz.
Tam panom nie można było przeszkadzać, tam mieli mieć święty spokój. Jest jakiś kompromis, bo w takim +królestwie+ mężczyzna sobie bałagani, tworzy swój własny porządek, a kobieta może tworzyć porządek ogólny w pozostałej części przestrzeni" - stwierdza.
Badaczka zwraca uwagę, że obowiązki domowe należą również do dzieci, zwłaszcza jeśli pochodzą one z rodzin wiejskich lub w małych miast. Zdaniem Stanisz, dzieci współtworzą dom, gotują obiady, czasem pożyczają kieszonkowe swoim rodzicom. Ich znaczenie w rodzinie jest całkiem spore.
Według antropolog, w
sieciach powiązań krewniaczych, o których opowiadali badani, pojawiały
się zjawiska, których nie kojarzymy z typową polską rodziną.
Wymieniane były np. małżeństwa między kuzynami, związki kazirodcze, małżeństwa grupowe (siostry wychodzą za mężczyzn, którzy są swoimi braćmi) czy też dobrowolne zjawisko lewiratu - kiedy po śmierci męża wdowa poślubia wolnego stanem młodszego brata swojego zmarłego małżonka. Pojawiały się też związki nazywane przez badanych "bigamicznymi", czyli zawierane przez osoby po rozwodzie, trójkąty małżeńskie, a także związki osób transseksualnych.
Stanisz dowiedziała się też o bardzo wielu romansach, niezależnie od tego, czy były to małżeństwa ze stażem 50-letnim czy bardzo młode. Jednak - jak zauważa naukowiec - w pokoleniu 30-latków, w przeciwieństwie do małżeństw starszych, romanse często prowadziły do rozwodu.
Co ciekawe, rozwody pojawiają się w rodzinach, w których wcześniej już się zdarzały. "To szło lawinowo - opisuje naukowiec. - Pewne moduły zachowań powtarzają się w sieciach krewnych. Widziałam, np. że dotyczyło to związków starszych kobiet z młodszymi mężczyznami. W sieciach rodzinnych powtarzają się zachowania już wcześniej w tym środowisku zaakceptowane. Można tu mówić o jakimś wzorze."
Czy Polacy dobrze znają swoich krewnych? Badaczka mówi, że średnio Polacy pamiętają z imienia i nazwiska około 80 członków rodziny. Najwięcej uwagi więziom rodzinnym poświęcają rodziny o pochodzeniu szlacheckim. Rodzina ma też duże znaczenie dla mieszkańców wsi, a o wiele mniejsze - dla osób z miast. Jednak w każdej rodzinie można znaleźć tzw. kinkeepera - osobę, która w sieci krewnych pełni rolę "kustosza", np. zbiera dokumenty, pamiątki rodzinne, czy też organizuje spotkania z rodziną. To jest funkcja nie do końca uświadomiona, ale występuje w każdej rodzinie.
"Słowo rodzina tradycyjnie kojarzy
się z domem, małżeństwem i dziećmi. Ale ludzie z rodziną identyfikowali
przede wszystkim swoją rodzinę pochodzenia. Kiedy wymieniali więc
członków rodziny, na pierwszym miejscu nie zawsze pojawiały się dzieci i
mąż, a więc rodzina prokreacyjna, ale rodzina, z której się wywodzili" -
zauważa Stanisz. (PAP)